Każdy, kto przez dłuższy okres stosował dietę redukcyjną prawdopodobnie miał okazję doświadczyć napadów wilczego głodu. I zapewne nie marzył wtedy o gigantycznej porcji kaszy bulgur z jarmużem, ale o soczystym burgerze, albo pizzy niewidocznej spod potrójnej warstwy sera.
Zasadą naczelną diety redukcyjnej jest spożywanie nieco mniejszej ilości kalorii niż potrzebujemy w ciągu dnia, tak aby powoli chudnąć. Niestety prawie nie ma ludzi o psychice silnej niczym u bohaterów filmu „Chłopaki nie płaczą”. Z czasem wyobrażenia o wielkim tłustym i słodkim fast foodzie stają się nieznośne.
Wtedy nadchodzi czas na „cheatday”, czyli nasz mały karnawał.
Tego dnia możemy jeść wszystko. Mało tego, cheatday czasami bywa potrzebny ze względu na biochemiczne zmiany powstające w naszym organizmie podczas diety.
Stosując przez dłuższy czas dietę redukcyjną, czyli o obniżonej podaży kalorycznej, możemy doprowadzić do spowolnienia naszego metabolizmu. Cheatday ma temu zapobiec, regulując poziom hormonów:
1. leptyny (informuje nas o zasobach energetycznych organizmu) – kiedy jesteśmy na diecie, jej poziom się obniża. Cheatday, podczas którego dostarczamy więcej kalorii, powoduje, że daje greliny przybywa, mózg dostaje sygnał, że jesteśmy syci i metabolizm przyspiesza.
2. greliny (tzw. hormon głodu) – jej poziom jest wysoki, kiedy ograniczamy podaż kaloryczną. Podczas cheatday, kiedy jemy do syta, poziom greliny spada i czujemy się rozluźnieni.
Niestety dla wielu Cheatday to pułapka. Z jednego dnia łatwo przedłużyć go do dwóch dni, do tygodnia i ani się obejrzymy, a już po ptakach. Na horyzoncie pojawia się wielki i tłusty efekt jojo.
Cheatday spełnia swoje funkcje tylko wtedy, gdy pozostajemy na diecie redukcyjnej, i to przez dłuższy czas. Tylko wtedy taki „oszukany dzień” będzie przynosić nam korzyści. Warto nadmienić, że częstotliwość „wakacji” zależy od poziomu naszej tkanki tłuszczowej – im więcej jej mamy, tym rzadziej chat day powinien gościć w naszym grafiku.
Dobrze jest czasami zrobić bilans zysków i strat – czy warto w cheatday folgować sobie, jedząc zakazane podczas diety produkty, które mogą powodować dyskomfort, niestrawność i złe samopoczucie? Może lepiej wybrać zdrowszą wersję i napełnić się wysokowęglowodanowym spaghetti, a nie nasyconym tłuszczami trans i solą burgerem?
Wyjście poza rygor, który sam sobie narzucamy, przynosi nam zawsze komfort psychiczny, jednak warto uważać, żeby po dniu wolnego nie skończyć jak Krzyżacy pod Grunwaldem.